Od kilku lat przez Europę przetaczają się fale największej masowej migracji od czasów II Wojny Światowej. Do Unii Europejskiej napłynęły miliony uchodźców i imigrantów – większość z nich ucieka przed wojną i terrorem, ale również przed skrajnym ubóstwem i zmieniającym się klimatem.

Problem uchodźców był traktowany przez kraje europejskie w bardzo różny sposób, jedni otwierali drzwi, a inni budowali płoty na granicy. Nie zatrzymamy tego ruchu, a budowanie murów na granicach przypomina budowanie małej zapory na środku oceanu. Uchodźcy będą szli, choćby mieli umierać na swojej drodze. Możemy ich tylko przyjąć i wpisać ich istnienie w porządek naszego świata. Jeśli bowiem nie będziemy karmić głodnych, leczyć chorych i grzebać umarłych, a najważniejsza stanie się segregacja ze względu na kolor skóry czy religię, to sami naszą kulturę zniszczymy. Jeśli odrzucimy to, co stanowi jej sedno, nie zostanie nam już nic do obrony.

Uchodźca mimowolnie stał się powodem politycznych sporów, a czasem nawet potrzebą w windowaniu politycznych sondaży. Dla niektórych partii jest nawet przydatny, bo gdyby nie ten biedny uchodźca, to kim straszyliby ciemny lud? Strach jest przecież najlepszym narzędziem. Ważną rolę odgrywają tu media i to, jaką o uchodźcach będą budować opowieść. Obecnie uchodźcy są wpisani w politykę każdego europejskiego kraju.

Polska budując mury przy białoruskiej granicy, które miały uchronić kraj przed napływem imigracyjnym, musiała nagle otworzyć swoje granice dla uciekających przed wojną Ukraińców. Świat docenił nagle zaangażowanie Polaków w pomoc uchodźcom, jednak nadal zerka na problem tych, których do naszego kraju wpuścić nie chcemy. Nie potrafię zrozumieć tej segregacji na lepszego i gorszego uchodźcę. My jako naród nie potrafimy o tym rozmawiać. Zamykamy oczy, udając, że tematu nie ma. A on jest i coraz głośniej puka do nowo postawionych na granicy bram. Nie potrafi my też o uchodźcach rozmawiać z naszymi dziećmi. A to przecież od nas zależy, czy podsycimy w dziecku strach, czy raczej otwartość i pozytywne nastawienie. To, jak „zaprojektujemy” nasze dzieci, pozostanie z nimi na zawsze.

Dzisiaj proponuję książkę, która pozwoli nam oswoić się z problemem uchodźczym. Dedykowana jest nie tylko dzieciom i młodzieży, choć proponowana forma komiksu może nam to sugerować. „Odyseja Hakima” to prawdziwa historia człowieka, który musiał zostawić wszystko: swoją rodzinę, przyjaciół, własną firmę, ponieważ wybuchła wojna. To historia rzeczywistości między nadzieją a przemocą, opowieść o tym, jak wojna zmusza do porzucenia ziemi, tych, których kochasz, i czyni cię uchodźcą. To przede wszystkim opowieść o wielkiej stracie.

Rysownik, który szukał prawdy o uchodźcach

24 marca 2015 roku cierpiący na depresję Andreas Lubitz, pilot linii Germanwings, doprowadził do katastrofy pasażerskiego Airbusa. Rozbił go o szczyt góry w Alpach. Zabił siebie i 150 innych osób. Informacja o tym wypadku obiegła cały świat. Ludzie byli autentycznie przerażeni losem pasażerów, którzy wtedy zginęli. Nic dziwnego. Ostatecznie każdy z nas mógł mieć podobnego pecha, wsiąść do tego samolotu… Niemal w tym samym czasie, o czym informowały tylko nieliczne media, na Morzu Śródziemnym doszło do kilku wypadków, które nie poruszyły niemal nikogo. Utonęło w nich 400 osób, w tym wiele dzieci. Nikt jednak specjalnie nie roztrząsał tych wydarzeń. Czytelników i telewidzów w Europie mało one obchodziły, dotyczyły bowiem imigrantów, których los trudno sobie wyobrazić. Ostatecznie nikt z nas nie stracił mieszkania i pracy jednocześnie. Nie został wygnany ze swojego miasta i kraju. Nie musiał przeprawiać się pontonem przez morze.

Jak by na to nie spojrzeć, Polakowi czy Niemcowi trudno sobie wyobrazić śmierć na morzu.

Osobą, która zainteresowała się tymi dwoma katastrofami, był Fabien toulme; Francuski rysownik, który zadał sobie jedno pytanie: kim, do cholery, są ci wszyscy imigranci, którzy przyjeżdżają do mojego kraju?

Toulme nie bardzo wierzył mediom. To, co przeczytał na temat wypadku w górach i na morzu, było dla niego dowodem, że dzienniki są stronnicze i wybiórcze. Nie potrzebował kogoś, kto opisze mu problem imigrantów. Chciał ten problem poznać osobiście. Dlatego… postanowił poznać jakiegoś uchodźcę i z jego ust usłyszeć, dlaczego ten ktoś przyjechał do Francji.

W ten sposób Fabien poznał Hakima, syryjskiego ogrodnika, który opowiedział mu o swojej odysei. O tym, jak pewnego dnia stracił wszystko, jak został wygnany z rodzinnego miasta, jak musiał zostawić ukochaną rodzinę i jak był prześladowany przez syryjskich żołdaków wysługujących się dyktaturze. Historia Hakima spisana przez Fabiena Toulme to poruszające studium beznadziei. Powinien przeczytać ją każdy, kto myśli, że jest bezpieczny i nigdy nie będzie imigrantem. Hakim też tak myślał i nie zamierzał nigdzie wyjeżdżać. Ale w ciągu zaledwie kilku miesięcy został postawiony przed wyborem – zostajesz i umierasz albo uciekasz, żeby żyć.

Nie romantyzujmy wojny

Każda wojna, bez względu na to gdzie się toczy, to przede wszystkim opowieść o stracie, a my powinniśmy zapomnieć o naszych filmowych wizjach uchodźcy, ponieważ te mogą prowadzić do obustronnego rozczarowania. Osoby uciekające przed wojną nie zawsze będą przejawiały bohaterskie postawy, niekiedy będzie z nimi sporo problemów. Na to wszystko powinniśmy się przygotować i wykazać wyrozumiałość. Czasem myślę o tym, jak trudno poradzić nam sobie ze stratą pracy, pieniędzy z powodu – złej inwestycji, czy kasacją samochodu po wypadku. Traumatyzuje nas utrata rzeczy materialnych. Spotkania z uchodźcami nauczyły mnie, że nie powinno mnie to martwić. Przez ostatnie osiem miesięcy słucham historii ludzi uciekających przed wojną. To niezwykle trudne opowieści, które mają konsekwencje również fizyczne. Dzieci przestają mówić, nastolatki moczą się w nocy, dorosłych dopada bezsenność, ciężka depresja i ataki paniki. Każda ta historia zawsze dotyczy straty. Tracą dorobek swojego życia, opuszczają miejsce, które było ich domem. Borykają się ze śmiercią bliskich i strachem o tych, którzy tam zostali.

Dla mnie symbolem uchodźcy jest mały plecak i reklamówka

Gdy do Polski docierały duże transporty wiozące uchodźców z Ukrainy, byliśmy gotowi do każdej pomocy. Patrzyłam na to z dumą i łapałam każdy pył tego pomocowego zrywu w pamięci, bo wiedziałam, że nie potrwa on zbyt długo.

Moja historia z uchodźcami zaczęła się w pierwszych dniach wojny na dworcu w Katowicach. Wjechały właśnie dwa pociągi wiozące ludzi z Ukrainy. Hala dworca nagle pociemniała, kilkaset osób w zagubieniu i przerażeniu rozglądało się, czekając na służby i pomoc. Mijałam płaczące kobiety z małymi dziećmi na rękach, starszych ludzi z problemem przemieszczania się, nastolatków schowanych w słuchawkach, bo tak łatwiej poradzić sobie z lękiem, przestraszone psy na smyczy. Cały ten obraz przeszył mnie do kości, stałam i płakałam, bo tylko na taką reakcję byłam gotowa. W mojej pamięci mocno wyryły się małe szkolne plecaki i reklamówka w dłoni. Z tym przyjechali ludzie uciekający przed śmiercią. To obraz utraty wszystkiego, ale dla mnie obraz człowieka, który jest wartością najwyższą. Nie sposób opisać tych wszystkich emocji, ale wtedy pozwoliło mi to zebrać w sobie tyle siły, by w pomocy uchodźcom pozostać do dzisiaj. I mam nadzieję, że pozostanę w niej jeszcze bardzo długo.

A teraz wyobraź sobie, że Ty jesteś w takiej sytuacji

Nowy kraj i decyzja co dalej. Obok ludzie, którzy nie do końca cieszą się, że jesteś, bo przecież zabierasz im miejsce, socjal i pracę. Nie rozumiesz jeszcze języka, a Twoje dzieci nie chcą chodzić do szkoły. Mieszkasz w hotelu i boisz się o to, co zrobisz, gdy każą Ci się wyprowadzić.

Dokąd pójdziesz? Co powiesz dzieciom? Trudno w Polsce o pomoc psychologa. A nawet jeśli się znajdzie, to i tak Cię nie zrozumie, albo Ty jego. Z tymi trudnymi przeżyciami zostaniesz już na zawsze, a trauma wojny będzie dziedziczna.

Ataki paniki stają się już codziennością, bo nieustannie śledzisz co dzieje się w kraju i kiedy możesz tam wrócić. Nie śpisz, bo mąż lub brat, którzy zostali by walczyć, nie odpisują już od trzech dni. Nie wolno Ci narzekać, a inni oczekują wdzięczności, choć Ty wiesz, że straciłeś wszystko i właśnie ta strata jest uczuciem, które wypala od środka.

A teraz powiedz sam sobie, czy naprawdę wiesz, co znaczy być uchodźcą?

Wojna przestała się klikać, jesteśmy zmęczeni tematem uchodźców i sami nie czujemy już potrzeby pomagania. Oni powoli stają się bezbarwni. Przyzwyczailiśmy się do ich języka, który słyszymy wszędzie. Wiele osób dziwi to, że korzystają z ofert kawiarni czy restauracji, że wychodzą na spacer, a kobiety zakładają sukienki i robią makijaż. Bo według powszechnej opinii powinny siedzieć w hotelach i zamartwiać się o to, co wojna robi z ich krajem.

A dla mnie to dobry odruch: bycie wśród ludzi, zajmowanie się innym tematem niż wojna. Choć przez chwilę mogą po prostu od tego odpocząć. Jeśli chcemy naprawdę pomóc uchodźcom przebywającym w naszym kraju, spróbujmy ich poznać, zaprzyjaźnić się, pójść wspólnie na kawę. Bo w świecie miejsce jest dla wszystkich, wystarczy się odrobinę przesunąć.

By skutecznie pomagać, należy znać różnice między empatią a litością

Często mówi się o tym, że pomagamy ze względu na to, że jesteśmy empatyczni i mamy umiejętność współodczuwania. Jednak czasem pod płaszczykiem empatii okazujemy tak naprawdę tylko litość.

Jaka to różnica? Empatia pozwala nam na bycie przy drugiej osobie, otwarcie się na nią, prawdziwe rozumienie jej emocji i jej perspektywy. Nie identyfikujemy się tu z emocjami drugiej osoby, ale skupiamy się całkowicie na drugim człowieku, potrafimy rozmawiać z nim o jego trudnych emocjach, dzięki czemu odczuwa on nasze wsparcie i zrozumienie.

Nie odbieramy mu człowieczeństwa, sprawczości, decyzyjności. Litość lub nawet politowanie jest natomiast czymś innym – polega raczej na użalaniu się nad kimś, co związane jest z lekceważeniem, umniejszaniem znaczenia trudnej sytuacji, odwracaniem uwagi od trudnych emocji, odbieraniem człowiekowi w pewien sposób możliwości decydowania o sobie. Osoba, która kieruje się litością, co prawda często niesie pomoc potrzebującym, ale bez refleksji, czy dokładnie taka pomoc jest tym osobom potrzebna. Wie lepiej i co więcej, najczęściej oczekuje wdzięczności. Przecież jest dobra, troszczy się. Tyle że tak naprawdę chodzi jej o poprawę własnego samopoczucia, a czasem także zagłuszenie wyrzutów sumienia, pozbycie się własnych trudnych emocji, z którymi sobie nie radzi. Musimy pamiętać, że każdy człowiek jest inny, każdy nieco inaczej chciałby też być traktowany. Powinniśmy więc pamiętać o zdolności, jaką jest empatia, która pozwala spojrzeć na drugiego człowieka w sposób obiektywny. Tylko empatia jest drogą do pełnego zrozumienia potrzeb innych ludzi. Warto pamiętać, że można ją w sobie doskonalić.

Urszula Markowska

Udostępnij: