Chciałabym, tak wyjątkowo zaprosić Was w podróż do miejsca w którym żyję. Słupsk to miasto, które wybrałam świadomie, w którym odnalazłam siebie i w którym odkryłam czym jest prawdziwa miłość. Słupsk to piękne zabytki, to murale i oczywiście bliskość morza.

W Słupsku stoi również Baszta Czarownic, której mury skrywają brutalną historię. Stracono tu bowiem 18 kobiet posądzonych o czary. Dlaczego o tym właśnie mówię? Bo Baszta stała się dla mnie inspiracją do opowiedzenia kobiety na nowo.

Gdy staję przed Basztą Czarownic, słyszę dziś tylko szum rzeki Słupi i gwar ulicy. Przychodzę tam często, dotykam ręką ścian jakbym chciała dotknąć każdej z 18 więzionych i straconych w niej kobiet. Nie mogę, niestety poczuć nawet historycznej, zabytkowej cegły – świadka tamtych zdarzeń – bo budynek został zupełnie odrestaurowany. Dzisiaj jest miejscem wystawowym dla współczesnej sztuki, ale na zawsze już pozostanie symbolem kobiet, które zwane były niegdyś czarownicami. Kobiet, które wykraczały poza ramy przyjętych wtedy norm społecznych, które buntowały się przeciwko narzuconemu patriarchatowi.

Baszta Czarownic, to pomnik dla tych kobiet, które zawiniły jasnym umysłem, samodzielnością i silnym charakterem.

By zostać posądzonym o czary, wystarczyło oskarżenie rzucone przez zawistnego sąsiada. Najbardziej brzemienną w skutkach tezą było uznanie, że czary są przyrodzoną skłonnością kobiet, które – z natury łatwowierne i lekkomyślne – są bardziej podatne na podszepty diabła.

W książce „Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować. Historia egzekucji.Jonathana J. Moore’a czytamy: „W ówczesnym patriarchalnym społeczeństwie kobiety miały bardzo niewiele praw, a każda, która nie żyła pod oficjalną opieką mężczyzny, była postrzegana jako zagrożenie dla obowiązujących norm.

Po co nam tak naprawdę dzisiaj, w XXI w. potrzebne są czarownice? Dlaczego ciągle do nich wracamy? Przez ostatnie lata można zaobserwować wzmożone zainteresowanie tematem czarownic. Choćby niedawne największe protesty kobiet opatrzone były dość często symbolem czarownicy. Wizerunek wiedźmy pojawia się również w kulturze i popkulturze. Ukazana za każdym razem inaczej udowadnia, że nie ma dla niej przypisanej jednej konkretnej drogi. Zdystansowana, stojąca z boku przy okazji różnych wydarzeń, angażuje się dopiero wtedy, gdy sama wyczuwa odpowiedni do tego moment. Jednak nie przestaje nigdy być wierna sobie, czyli jest nastawiona na siebie i swoje korzyści.

Coraz częściej pokazuje się czarownice również jako te, które posiadały wiedzę i mądrość.

Należy jednak pamiętać, że czarownica jest tylko tematem fantazji, ukształtowanym i przesianym również przez męskie spojrzenie. Jest więc również demonizowana i utożsamiana z seksualnością atrakcyjną i wyzwoloną, grzeszną, dawniej wręcz szatańską. Niewiele ma to jednak wspólnego z prawdą o kobietach, które posądzane o czary traciły życie. Można stwierdzić również, że czarownice są abstrakcyjnym pomysłem na współczesną żeńskość. W dodatku, że przez lata w świecie legend i baśni przedstawiane były jako mało atrakcyjne. Zazwyczaj były to stare, zaniedbane, dziwaczne i brzydkie kobiety, które mieszkały w samotności z dala od społeczeństwa. Mimo to, czarownica jest odpowiedzią na poszukiwanie wzorców kobiecości.

Potrzebujemy tego wzoru pramatek, babek, który był mocno oparty na buncie. Bo to bunt wobec patriarchatu, przyjętych wtedy norm społecznych czy innowierstwo posyłało te kobiety na stos.

Potrzebujemy obecnie takiej charyzmy, która pozwoli nam kobietom budować siebie nie w oparciu o kogoś, ale o swoje własne potrzeby.

W czarownicach dostrzegamy zatem nie tylko buntowniczki, ale przede wszystkim waleczne kobiety.

I tego im bardzo zazdrościmy i niestety naiwnie wierzymy, że one wszystkie takie właśnie były. Jednak dość często one same nie wiedziały, z jakiego powodu zostały osądzone i skazane na śmierć. Do dużej sieci oskarżeń łapano bowiem bardzo różne kobiety, również te, które nieopatrznie wychyliły się ze swoim zdaniem, odstawały od reszty czy mieszkały same.

Polowania na czarownice w dużej mierze skupione były również na mocno wypaczonej wtedy seksualności. Na przykład kobiecy orgazm wydawał się wtedy bardzo podejrzany. Traktowany niczym zła magia. Dlatego śmiała seksualność kobieca wiązana była z czarami. Młode i ładne kobiety trafiały na stos oskarżane o oczarowanie, czyli rzucanie złych zaklęć na mężczyzn. To oczarowywanie przerzucało odpowiedzialność zawsze na kobietę. Zauroczony bowiem wdziękami takiej kobiety mężczyzna obwiniał ją o swoje emocje, których się wstydził czy nawet obawiał. Źródłem problemu stawała się więc zazwyczaj kobieta.

To nie zmieniło się niestety od wieków. Takie podejście jest kalką zachowań i oskarżeń wobec kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej ze strony mężczyzn. Nadal obwinia się je o prowokacje swoim wyglądem, czyli przerzuca się odpowiedzialność za doświadczoną przemoc seksualną na nie same. Co ciekawe, właśnie w aspekcie seksualnym, ofiarami oskarżeń o czary padały również kobiety po menopauzie. Seks dla kobiety, która nie mogła już rodzić dzieci był niedostępny. Niezrozumiała była w ogóle potrzeba współżycia. Bo seks dla samego seksu był grzechem i był wbrew naturze. Oskarżano je o szatańskie praktyki i złe moce, które zagrażały społeczności.

Można zatem zrozumieć skąd bierze się współcześnie tak wielka popularność tego archaicznego wzorca. On nam daje poczucie solidarności z tymi kobietami, które wiele lat temu przeżywały podobne do naszych historie. To także potrzeba czerpania siły z rozliczeń z przeszłością, z tego że nie chcemy być uległe, że mamy dość bycia zastraszanymi.

Nie chcemy być ofiarami polowań na czarownice, dlatego mamy wielką potrzebę zrehabilitowania tamtych kobiet. Przedstawienia tej opowieści z zupełnie innej strony. Bo w odległych i obecnych czasach kobiety żyły i żyją pod presją strachu, że każde „inne” zachowanie może je skazać na społeczny ostracyzm.

Archetyp czarownicy jest w psychologii nazwany nierelacyjnym. I tą nierelacyjność Polkom należałoby przepisywać jak receptę. Dlaczego?

Czarownice, wiedźmy, czy jak je nazwiemy, były bardzo autonomiczne.

Nastawione raczej na siebie i swoje potrzeby. Polkom bardzo trudno jest osiągnąć przyzwolenie na autonomiczność właśnie. Bo zniewolone jesteśmy nieustannie oceniane przez rodzinę, przyjaciół czy społeczeństwo. Trudno pozwolić sobie na pozostanie w zgodzie z sobą, samą tylko i wyłącznie po to, żeby nie zostać okrzykniętą egoistką i egocentryczką. Oto bardzo prosty przykład. Jeśli mężczyzna spełnia się zawodowo, dba o siebie i ćwiczy (jeździ na rowerze, nartach i motocyklu) zwiedza świat, imprezuje z kolegami, podrywa kobiety i często zmienia partnerki obawiając się zobowiązań, nazwany jest fajnym i ciekawym. Często słyszymy: „jest kawalerem, ma prawo”. Jednak kobieta, która robi to samo, nazwana jest od razu samolubną karierowiczką, puszczalską czy nawet dziwką. To właśnie nieustanne niezrozumienie społeczne skazuje nas często na samotność, izolowanie się czy rezygnację z wielu rzeczy.

Dla mnie szukanie wzorca w czarownicach jest tym bardziej zrozumiałe, że podobnych postaci w polskim kinie, sztuce, czy powieściach jest wyjątkowo mało. Niewiele jest postaci kobiecych, o których możemy powiedzieć, że były silne i nierelacyjne do samej śmierci, które pozwalały sobie na emocje nawet uznane za przesadne.

Gdyby przyszło mi żyć w czasach polowań na czarownice, patrząc na siebie samą, na swoje życie, wybory, samodzielność, odwagę, potrzebę wiedzy czy seksualność – już dawno nazwano by mnie czarownicą. Ba, nie tylko nazwano, ale podzieliłabym los słupskich wiedźm. I choć na szczęście nie żyjemy w czasach świętej inkwizycji, to my kobiety, pod publiczny sąd trafiamy każdego dnia… Oceniane, krytykowane i uciszane. Izolowane od różnych grup społecznych przez ubóstwo, przekonania, dumę, upór, dysfunkcje fizyczne, otyłość czy brak urody, która wpisywałaby się w wytyczony kanon piękna. Odrzucane wielokrotnie za niespełnianie oczekiwań, traktowane przedmiotowo, zdradzane i poniżane… potrzebujemy wzoru naszych pramatek czarownic. Potrzebujemy jak nigdy dotąd ich odwagi.

Każda z nas potrzebuje powiedzieć z całą mocą na głos… Jestem czarownicą…

Urszula Markowska – Redaktor Naczelna Tramwaj Słupski

Udostępnij: