Temat rozwoju osobistego bije rekordy popularności. Mnożą się kolejne oferty kręgów, warsztatów, festiwali, spotkań, sesji coachingowych, nauki afirmacji, propozycje oczyszczania aury i wiele, wiele innych. Część oferty tej wielomilionowej branży jest bardzo, bardzo wartościowa i potrzebna. Druga przypomina raczej pozycje menu w restauracji ze śmieciowym jedzeniem.

Dlaczego tak się dzieje, skoro szybko serwowany fast food, służący do natychmiastowego zaspokojenia głodu i długi proces, jakim jest rozwój, z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego?

Jakie są przyczyny fastfoodyzacji branży rozwojowej?

Rozwój osobisty stał się dochodowym produktem, dlatego część firm i osób zajmujących się tym tematem, podporządkowało swój model biznesowy szybkiemu zyskowi. I chociaż ten sposób działania stoi w sprzeczności z przedmiotem interesu, to jednak rosnący popyt i skuteczne działania medialne decydują o tym, że ma szansę się rozwijać.

Tendencji do „fastfoodyzacji” branży rozwojowej służy także niski próg wejścia do tego zawodu – można obudzić się pewnego poranka i stwierdzić, że jest się trenerem, coachem czy mentorem. Tak to niestety działa, wciąż brakuje bowiem odpowiednich regulacji. Poniechanie prac legislacyjnych w tym zakresie jest szczególnie groźne, ponieważ ludzka psychika to niesłychanie wrażliwa i krucha materia. Zaś nieumiejętnie stawiane diagnozy i znachorskie porady mogą być tragiczne w skutkach.

Uzależnienie od rozwojowego fast foodu mamy także zapisane w genach. No cóż, nie jesteśmy gatunkiem, który lubi wysiłek i trudności. Wolimy szybkie rozwiązania, po których natychmiast poczujemy sytość. Tymczasem praca nad własną osobowością i dobrostanem psychicznym to proces, który wymaga akceptacji trudności z jakimi się mierzymy i włożenia wysiłku w zmianę.

Dodatkowo w pseudorozwoju dba się bardzo mocno o poczucie przynależności, akceptacji wśród członków nowego plemienia, jakim jest grupa osób zgromadzona wokół charyzmatycznego lidera i nośnej idei. Grupy wmawiają swoim członkom, że są wyjątkowi, lepsi od innych, oświeceni, bo znają prawdę. Wszyscy pozostali, inni, po prostu błądzą. Kusząca perspektywa, tym bardziej, że na tym polu większość z nas odczuwa dojmujący głód, a więc zaspokojenie tej potrzeby jest bardzo chodliwym towarem.

Jak naprawdę wygląda proces zmiany?

Nie ma takiej możliwości, żeby po przeczytaniu jednej książki, pracy na kilku sesjach czy warsztatach dokonać znaczących zmian w swojej osobowości. Nie staniesz się po nich innym człowiekiem, choć możesz oczywiście znacznie poszerzyć wiedzę. Twoje przekonania, poczucie własnej wartości, spojrzenie na świat, na innych i na siebie, kształtowały się przecież od urodzenia. Naiwnością jest zatem sądzić, że te cechy zmienią się w okamgnieniu. To pokazuje ogrom pracy, jaki Cię czeka, jeśli zmiana jest Twoim celem.

Dlatego między innymi tak wygodne jest wspomniane odkrycie, że istnieją ludzie, którzy są tacy jak ja i akceptują mnie! Nic nie muszę zmieniać, to moje dotychczasowe środowisko ma problem, niczego nie rozumie, nie jest świadome. Kłopot w tym, że to ułuda, bo w relacjach poza tym środowiskiem nasze problemy nie znikają, a często się wręcz pogłębiają. Dysonans staje się coraz większy, a my zamiast zmiany, zakładamy kolejną maskę. Tymczasem u podstawy rozwoju leży akceptacja tego, że jestem współtwórcą swoich problemów. I to moje przekonania oraz zachowania przyczyniają się do tego, jak wygląda moje życie i relacje. Akceptując, że zmiana musi zajść we mnie, możemy wreszcie zauważyć, że celem jest umiejętność funkcjonowania w bardzo różnych relacjach i sytuacjach, a nie dostosowywanie innych i świata do siebie.

Proces pozytywnej, realnej zmiany możemy podzielić na kilka etapów, a każdy z nich jest długotrwały:

  • Samoświadomość – nabywanie wiedzy, czemu zachowuję się w określony sposób?
  • Dobrze nakierowana interwencja – badanie, co mogę zrobić, by to zmienić?
  • Celowa praktyka – robienie czegoś innego, aż stanie się to nawykiem.
  • Sprawdzanie – weryfikacja, czy teraz bardziej lubię moje życie/pracę/siebie, czy idę w dobrym kierunku, osiągam postawiony cel?

Ponieważ rozwój przypomina falę, która na przemian się wznosi i opada, to taki proces przechodzimy w trakcie rozwoju wielokrotnie. Co jakiś czas odkrywamy bowiem nowe obszary do pracy i to na nich skupiamy swoją uwagę.

Co nam może dać warsztat lub spotkanie rozwojowe?

Warsztaty i spotkania rozwojowe są potrzebne i ważne, jeżeli świadomie potraktujemy je jako początek naszej drogi do zmiany. Jednorazowe spotkanie może nas na nią otworzyć, podnieść naszą samoświadomość i wzmocnić uważność na własne potrzeby, przekonania i zachowania. W trakcie dyskusji, ćwiczeń, interakcji z innymi mamy większą szansę zauważenia tego, co dotąd było ukryte. Spotkania sprzyjają refleksji, wymianie doświadczeń. Ich wartość zawiera się głównie w punkcie pierwszym procesu zmiany, czyli poszerzaniu własnych horyzontów myślowych, nabywaniu świadomości i uważności.

Czasem, gdy zmiana, której potrzebujemy nie sięga głęboko w strukturę naszej osobowości, dobrze przeprowadzone warsztaty czy spotkanie rozwojowe mogą być podstawą do dalszej samodzielnej pracy. Przepisem na sukces w tych sytuacjach są celne wskazówki, jak zmienić własne nawyki oraz duża samoświadomość w obszarze, w którym planujemy zmianę.

Jeśli jednak prowadzącemu, tak jak prowadzonemu/klientowi, brakuje wiedzy i umiejętności, to często cały proces kończy się na postawieniu diagnozy, która jest zupełnie nieadekwatna do naszej sytuacji. Najczęściej otrzymujemy garść banalnych przepisów na powtarzanie jakiejś czynności, która w magiczny niemal sposób ma spowodować zmianę w naszym życiu. Co ważne, czynność zwykle nie jest zbyt trudna, często zamknięta jest w słowach, które możemy sparafrazować jako „wystarczy chcieć”. Dostajemy wtedy, zamiast dobrze skomponowanego dania, pełnego wartościowych składników, ordynarnego hamburgera z frytkami, który tylko na momencik zaspokoi nasz głód, ale nigdy nas prawdziwie nie odżywi. Bo problem, który tkwi bardzo głęboko w naszej nieświadomości, pozostał nieuświadomiony i nieprzepracowany, będzie więc do nas wracał w trudniejszych momentach życiowych.

Co powinno być dla nas lampką ostrzegawczą?

Rozpoznanie, czy przypadkiem nie wchodzimy na niebezpieczny grunt, nie jest wcale łatwe. Jeśli spotkanie czy warsztat traktujemy raczej jako rozrywkę, możemy jedynie stracić finansowo. Jeśli jednak borykamy się z poważniejszym problemem, ryzyko wzrasta, bo na szali kładziemy często własne zdrowie i życie. Dlatego warto bacznie obserwować otoczenie i szukać sygnałów, które nam podpowiedzą, że mamy kontakt z pseudospecjalistą.

  1. Stawia się w pozycji wszechwiedzącego. Jeżeli specjalista potrafi w okamgnieniu postawić diagnozę, nie jest ciekawy Twoich doświadczeń  i osobowości, zachowaj szczególną ostrożność! Taka osoba zwykle nie korzysta z superwizji, bo przecież wie wszystko. Nie akceptuje także, że sama podlega tym samym mechanizmom psychicznym (np. wpływ przekonań na postawę życiową), co szukający u niej pomocy pacjent/klient. Jeżeli Twój specjalista nie stawia hipotez i nie dąży do ich weryfikacji, tylko osądza na podstawie ograniczonej liczby dowodów lub Twojej interpretacji – zdecydowanie uciekaj!
  2. Nie ma odpowiedniego przygotowania merytorycznego/wykształcenia, by doradzać w kwestii problemów natury psychicznej. Uważaj, jeżeli Twój specjalista twierdzi, że pracuje na własnym doświadczeniu lub po prostu ma wrodzone umiejętności. Własne doświadczenie jest ważne, jednak nie wystarczy. Nie bez przyczyny, aby zostać psychoterapeutką, musiałam się zgodzić nie tylko na przejście własnej, długotrwałej terapii, ale także na odbycie 400 godzin stażu na oddziale psychiatrycznym, by poznać różnorodność problemów z jakimi mogę mieć do czynienia w pracy terapeutycznej. Pamiętaj, że o kwalifikacje zawsze warto zapytać, to kwestia Twojego bezpieczeństwa. Pamiętaj także, że masz prawo te kwalifikacje weryfikować (zachęcam do sprawdzania informacji na stronach Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, Polskiego Towarzystwa Psychologicznego lub certyfikowanych stronach dla coachów), bo nie  każdy dyplom ukończenia studiów czy kursów świadczy o realnym wykształceniu i przygotowaniu do zawodu – pseudospecjalista wyszkolony przez innego pseudospecjalistę pozostaje nadal pseudospecjalistą!
  3. Wskazuje konkretne rozwiązania jako jedyne słuszne i często przymusza psychicznie do ich stosowania. Jeżeli Twój specjalista dewaluuje innych specjalistów i wszystkie możliwe rozwiązania poza jedynym słusznym wybrany przez siebie – miej się na baczności! A jeśli słyszysz stwierdzenia typu: „depresja nie istnieje, wmawiasz ją sobie”, „leki nie są ci potrzebne, moc uzdrawiania masz w sobie”, „zmiana tak naprawdę jest prosta, wystarczy, że uwierzysz” – uciekaj, gdzie pieprz rośnie! To nie tylko niepoważne, ale także ryzykowne. Brak wiedzy merytorycznej i nakłanianie do zmiany sposobu leczenia często prowadzi do tragedii. Nauka nie jest nieomylna, ale trudno zaprzeczyć, że na temat chorób psychicznych wiemy coraz więcej. Zrozumieliśmy już, że nie są one naszym wyborem ani urojeniem. Wiemy, że konsekwencje obniżonego nastroju i nieleczonych chorób psychicznych są naprawdę dramatyczne: „wśród osób chorujących na depresję 40-80% chorych ma myśli samobójcze, 20-60% podejmuje próby samobójcze, aż 15% chorych skutecznie odbiera sobie życie. Każdego roku 1 milion osób na świecie ginie z powodu depresji. Codziennie z powodu depresji umiera 3 800 osób. Co 40 sekund na świecie zabija się człowiek. W Polsce problem ten jest mało dostrzegany, mimo, że każdego dnia, aż 16 Polaków odbiera sobie życie – to więcej ofiar niż w przypadku wypadków drogowych.”[1] A statystyki śmiertelności na polskich drogach są przecież zatrważające.
  4. Wchodzi zbyt głęboko i szybko w trudne dla nas doświadczenia lub przeciwnie, twierdzi, że nie ma co się babrać w przeszłości. To skomplikowane, ale żadna skrajność w tym przypadku nam nie służy. Unikanie powrotu do trudnych doświadczeń utrudnia zrozumienie, dlaczego dziś patrzymy na świat i działamy w określony sposób. Ta wiedza jest bazą do podjęcia nowych decyzji, zmiany przekonań, między innymi dlatego, że dzisiejsze trudności zaczynamy wreszcie traktować jako efekt zdarzeń, a nie stan naturalny. Dzięki sięgnięciu w przeszłość robimy sobie  przestrzeń do weryfikacji postaw w teraźniejszości. Możemy wreszcie zadać sobie świadome pytanie, czy warunki się zmieniły i czy stare mechanizmy obronne nadal są skuteczne? Najczęściej nie są, a my zaczynamy się powoli uwalniać od dotychczasowych przymusów. Niestety nie jest to proces łatwy i przyjemny. Gdy ktoś w jednym momencie wrzuci nas na głęboką wodę, pokazując na przykład ogrom cierpienia, którego doświadczyliśmy często ze strony naszych najbliższych lub którego przyczyną byliśmy my sami, naprawdę trudno to unieść. Dlatego kluczowa jest nasza gotowość i otwartość na przyglądanie się kolejnym doświadczeniom, opracowywanie ich krok po kroku, wnikliwie, z należytą uwagą i refleksją pozwalającą na wnioski, w towarzystwie osoby, która daje nam poczucie bezpieczeństwa.
  5. Nie pomaga nam w dostrzeżeniu naszego wkładu w problem nad którym pracujemy lub przeciwnie, przypisuje nam całą winę i odpowiedzialność. Znowu o skrajnościach. Relacje to zawsze interakcja co najmniej dwóch osób. Nigdy nie jesteśmy w  niej tylko odbiorcą zdarzeń, zawsze przynajmniej część z nich stwarzamy. To bardzo szeroki temat i niełatwy, bo wymaga zobaczenia własnej odpowiedzialności, dostrzeżenia też odpowiedzialności naszych bliskich. Jeśli chcesz go pogłębić, przeczytaj artykuł o tym, jak wchodzimy w relacje. Dla rozważań dotyczących zmiany ważne, by rozumieć, że nigdy rozwiązaniem nie jest wyłącznie opuszczenie jakiejś relacji, a zrozumienie, jakie nasze potrzeby realizowała (nawet jeśli była przemocowa) i nauczenie się realizowania ich w zdrowszy dla nas sposób. Bez tego kolejne relacje będą podobne. Tu właśnie często pojawia się pokusa, by odciąć się od dotychczasowych znajomych i rodziny, a dołączyć do grupy, która nie wymaga od nas pracy nad sobą. W tej grupie co prawda czujemy się świetnie, ale oddalamy się od reszty świata, a tym samym rezygnujemy z rozwoju.
  6. Zachowuje się nieetycznie. Spektrum zachowań nieetycznych jest bardzo szerokie – od traktowania nas z wyższością, po wchodzenie w bliską zażyłość. Kluczem do skutecznej terapii jest bowiem zbudowanie bezpiecznej relacji, która może być matrycą dla kolejnych relacji w naszym życiu. Wszystko, co zaburza nasze poczucie bezpieczeństwa w kontakcie z terapeutą, powinno go dyskwalifikować. I nie ma tu wtedy znaczenia jego doświadczenie i wykształcenie. Oczywiście zaburzenie poczucia bezpieczeństwa to nie to samo, co dyskomfort związany z pracą nad trudnościami. Ten jest nieunikniony, ale warunkiem jest poczucie, że w tym dyskomforcie terapeuta/specjalista jest dla nas prawdziwym wsparciem, a nie niebezpieczeństwem.

Dlaczego nie warto kupować rozwojowego fast fooda?

Podsumowując, zastanów się, zanim wydasz kilkaset złotych na cudowny kurs czy spotkanie z nadzieją, że to rozwiąże wszystkie Twoje problemy. Korzystaj z warsztatów i spotkań, ale mądrze, z założeniem, że jest to etap na drodze do zmiany. Pogłębiaj wiedzę – tu zapraszam Cię serdecznie do śledzenia oferty spotkań w Fundacji Zielone Pojęcie – ale zadbaj też o to, by najlepiej z pomocą dobrego specjalisty, odnosić tę wiedzę do własnego życia w sposób mocno zindywidualizowany, a potem praktykować i weryfikować zmiany. Możesz oczywiście pracować we własnym zakresie, ale pod warunkiem, że potrafisz spojrzeć obiektywnie na siebie i efekty swoich działań, a nie jest to przecież łatwe. Znam wiele osób, które od lat są w procesie rozwojowym i nadal ślizgają się po powierzchni. Boja się dotknąć tego, co trudne i wymaga zmiany. Jeżdżą z warsztatu na warsztat, czytają tony książek, są od rozwoju wprost uzależnieni, ale ich życie wygląda tak samo jak wcześniej. Czasem tylko lekko zmienia się scenografia – osoby, miejsce zamieszkania, praca… problemy pozostają.

Jeśli teraz, po lekturze tego artykułu, masz poczucie, że raz lub wiele razy uległeś/uległaś takim niezbyt etycznym i nieskutecznym ofertom – nie rób sobie wyrzutów. Każdy z nas popełnia błędy, bo tak wygląda naturalny proces nauki. Często zresztą bardzo trudno na początku rozsądzić, co ma sens, a czego warto unikać. Tym bardziej w sytuacji, kiedy rzetelna wiedza miesza w przestrzeni medialnej ze sprawnie skonstruowanym i skutecznym przekazem marketingowym spod znaku „I loving it!”. Ważne, by reagować i chronić się, gdy nabieramy wątpliwości.

Najlepszym wskaźnikiem skuteczności rozwoju jest trwała zmiana w jakości życia, osiągnięcie większej odporności psychicznej i częstszego przebywania w dobrostanie. Nie warto na tym oszczędzać lub udawać, że się coś zmienia, bo przykre efekty prędzej czy później dadzą o sobie znać – jak zgaga po fast foodzie…


[1] https://forumprzeciwdepresji.pl/depresja/samobojstwo


Katarzyna Wojciechowska

Udostępnij: