Dźwięczą mi w uszach słowa Olgi Tokarczuk:
„Dla mnie już od dłuższego czasu świata było za dużo. Za dużo, za szybko, za głośno. Nie mam więc „traumy odosobnienia” i nie cierpię z tego powodu, że nie spotykam się z ludźmi. Nie żałuję, że zamknęli kina, jest mi obojętne, że nieczynne są galerie handlowe. Martwię się tylko, kiedy pomyślę o tych wszystkich, którzy stracili pracę. Kiedy dowiedziałam się o zapobiegawczej kwarantannie, poczułam coś w rodzaju ulgi i wiem, że wielu ludzi czuje podobnie, choć się tego wstydzi.”
Już jakiś czas temu zaczęłam mówić „NIE” temu wszystkiemu, co przez większość ludzi, szczególnie tak zwanych ludzi biznesu, postrzegane jest w kategoriach sukcesu:
- nie muszę pracować długo i dużo (ponad siły), by czuć się wartościowym i „godnym podziwu” człowiekiem,
- nie muszę dążyć do tego, by moja firma zarabiała coraz więcej i więcej, by z miesiąca na miesiąc rosła,
- nie muszę być w swojej branży celebrytą, występować na (w większości mało merytorycznych zresztą) konferencjach i wydarzeniach.
- nie muszę być ciągle widoczna, obecna – mam na myśli publikowanie treści tylko dlatego, że według „ekspertów” powinnam, nawet jeśli to tylko produkowanie sztucznego szumu wokół siebie,
- nie muszę też wyglądać tak, jak dyktują mi styliści i modowi celebryci.
Wszystko to oczywiście mogę, ale nie muszę. Myślę, że każdy po chwili zastanowienia może wyliczyć własne zachowania sprzeczne z tym, czego chce naprawdę, a mające na celu wyłącznie zadowolenie innych. Bo to świat zewnętrzny narzuca nam to, jacy być powinniśmy, by „pasować”, by być „cool” i by móc w związku z tym czuć się „kimś” – człowiekiem, który jest lepszy, rozwinął się, awansował społecznie, osiągnął sukces.
Umyka nam w tym pewien drobiazg. Robiąc to, stajemy się produktem społeczeństwa konsumpcyjnego, zaprogramowanym na to, by teraz musieć na każdym kroku udowadniać swoją pozycję. Pozycję okupioną nadludzkim wysiłkiem, wyrzeczeniami i stłumieniem swojej prawdziwej osobowości. Musimy coraz więcej kupować, jeździć na coraz droższe wakacje, coraz więcej wydawać, a więc… coraz więcej pracować. Czasem nawet wydaje nam się to naprawdę fajne, bo przecież nie każdemu się udało, a nam jest naprawdę w życiu dobrze. Są pieniądze, podziw… ale może jednak czegoś brak?
Okazuje się, że bardzo często brak nam tak naprawdę… szczęścia. 75 lat trwały badania, prowadzone przez kolejne pokolenia naukowców z Uniwersytetu Harvarda, na temat tego, co sprawia, że ludzie czują się szczęśliwi. Wnioski, jakie z nich płyną, można podsumować jednym zdaniem: „Dobre relacje z innymi ludźmi sprawiają, że jesteśmy zdrowi i szczęśliwi. Kropka.”
Tu dochodzimy do sedna – czy goniąc wciąż za pracą, pieniędzmi, uznaniem, statusem, prestiżem, mamy czas, by pielęgnować prawdziwe, autentyczne relacje? Takie, w których jesteśmy rzeczywiście sobą, a nie szefową, pracownikiem, prezesem, panem doktorem itd.? Czy przypadkiem przymus spędzenia tego czasu inaczej niż dotychczas, nie pokazał wielu z nas, że coś poszło nie tak, że brakuje w naszym życiu prawdziwych i głębokich związków?
„Sytuacja przymusowej kwarantanny i skoszarowania rodziny w domu może uświadomić nam to, do czego wcale nie chcielibyśmy się przyznać: że rodzina nas męczy, że więzi małżeńskie dawno już zetlały. Nasze dzieci wyjdą z kwarantanny uzależnione od internetu, a wielu z nas uświadomi sobie bezsens i jałowość sytuacji, w której mechanicznie i siłą inercji tkwi.”
Chcę wierzyć, że dla wielu osób będzie to moment przebudzenia i postawienia sobie pytania – czy ja naprawdę żyję tak, jak chcę? Czy może tak, by może życie podobało się innym ludziom i dawało mi złudzenie przynależności do tych: porządnych, albo bogatych, albo zabawnych, albo mądrych, albo… no właśnie, można wymieniać w nieskończoność.
Wiem, że każda zmiana to proces. Nie obudzisz się jutro jako inny człowiek. Ale możesz obudzić się będąc o krok bliżej tego, kim naprawdę jesteś. Powoli zrzucać maski, stawać się coraz bardziej asertywną osobą, uświadamiać sobie krok po kroku, czego naprawdę chcesz. Nikt jednak tego za Ciebie nie zrobi. Pamiętasz tę znaną przypowieść, w której uczeń zadał mistrzowi pytanie: „Mistrzu, jak długo trzeba czekać na zmiany? Mistrz odparł: „Jeśli chcesz czekać, to bardzo długo…”
Ja zwracam się jeszcze mocniej niż dotąd ku relacjom, to moja potrzeba. A Ty? Co chcesz zmienić w swoim życiu?
Cytaty pochodzą z felietonu Olgi Tokarczuk, który w całości można przeczytać tutaj.
Źródło grafiki: fragment obrazu Jasona Demarte „After the Deluge”
Dlaczego ten obraz? Ponieważ odsłania pełen fałsz konsumpcjonizmu. Jason mówi:
„Interesuje mnie nowoczesne rozumienie świata przyrody i jego porównanie ze sposobem, w jaki społeczeństwo zachodnie podchodzi do swojego bezpośredniego środowiska konsumenckiego. Ważne jest dla mnie porównanie ustalonych idealistycznych utopijnych sposobów przedstawiania krajobrazu z hiper-doskonałym sposobem, w jaki produkty i współczesne życie konsumenckie są reprezentowane w mediach. Szczególnie interesuje mnie idea rozczarowania z powodu fałszywej lub wprowadzającej w błąd reprezentacji. Interesuję się tworzeniem zdjęć, które łączą symulowane formy życia i kolorowe przetworzone produkty spożywcze z idyllicznymi towarami pop, aby stworzyć dialog konsumpcji, dwulicowości i homogenizowanej ekstazy.”
źródło: http://www.jasondemarte.com