„Każde wydarzenie z naszego życia ma swoją przyczynę, a przyczyna ta leży w naszym umyśle”. (Joseph Murphy, „Sekretna droga do odkrycia pewności siebie”)
Czy wierzysz w takie przekonanie, że nie dostajemy tego, o co prosimy, ale zawsze dostajemy to, w co wierzymy? Spróbuj się przez chwilę zatrzymać i pomyśleć. Przypomnieć sobie momenty, kiedy bardzo czegoś chciałaś/chciałeś. Czy potrafisz sobie dokładnie odtworzyć w pamięci moment, w którym udało Ci się coś osiągnąć, i dotrzeć do wspomnienia o swoich ówczesnych przekonaniach? Teraz z kolei przypomnij sobie taki kawałek własnego doświadczenia, kiedy Twoje plany nie powiodły się i zamierzony przez Ciebie cel nie został osiągnięty. Czy przypadkiem nie było tak, że pewność siebie, swoich umiejętności, poczucie sprawczości jest tym, co sprzyja zakończonym z sukcesem postanowieniom? Zachęcam do przeanalizowania przynajmniej kilku sytuacji i historii z własnego czy cudzego życia, w których możemy jasno zauważyć korelację, kiedy to, w co wierzymy, przejawia się w naszej energii do działania i podejmowania decyzji. Czy teraz już widzisz, jak sposób komunikowania się ze światem ma wpływ na nasze przeznaczenie? Nie?
To mam jeszcze kolejne pytania. Jeśli mówimy sobie: „Nie zasługuję na to, by tu być”, to taki komunikat słyszy nasze ciało, które musi temu komunikatowi „dorównać”. Czy uważasz inaczej? Czy uważasz, że Twoje ciało jest głuche na to co mówi Twój umysł? Skoro ciało i umysł mieszczą się w obrębie tego samego organizmu, to czy jest możliwe, że nie mają ze sobą nic wspólnego? Przecież to absurd. Absurd tak, jeśli uznajesz, że jeden organizm żyje w rozszczepieniu. To tak jakbyś wchodząc do dobrze znanego pokoju była/był zdziwiona/zdziwiony, że on tak wygląda, bo tak naprawdę nie rozpoznajesz elementów tego wnętrza, które sam urządziłeś.
Spróbuj teraz rozejrzeć się w sobie, jakbyś był tym pokojem. Czy dobrze znasz każdy kąt? Czy na pewno nie masz ochoty czegoś zmieniać? A może myślisz: to co widzę mi wystarczy, nie muszę już nic robić, nie potrzebuję nic więcej. A może myślisz: boję się cokolwiek ruszać, bo nie wiem czy czegoś nie popsuję. Albo jeszcze inaczej: po co zmieniać cokolwiek i tak nie ma to sensu. Roberto Assagioli, włoski psychiatra i psycholog, prekursor psychosomatyki, żyjący w pierwszej połowie XX w., uważał, że każdy człowiek ma w sobie naturalne dążenie do samorealizacji i rozwoju, ale często są one blokowane przez różne ograniczenia, takie jak lęki, niepewność siebie czy brak motywacji. Uważam, że z tym nie jest trudno nam się zgodzić. Popatrzmy chociażby na małe dzieci…Każda ich czynność, każdy zachwyt najdrobniejszymi elementami rzeczywistości rozwija ich ciało i umysł.
A teraz wróćmy do metafory pokoju. Pokoju, jako obszaru naszego mentalnego i rzeczywistego istnienia. Pokój budujemy poprzez układanie przedmiotów – w naszym mentalnym świecie nazwiemy je myślami i słowami. W ciągu naszego życia gromadzimy wiele słów, z których układamy nasze przekonania. Przekonania to nic innego jak pewien układ neuronalnych ścieżek w naszym mózgu utrwalanych przez powtarzanie. Powtarzanie stale tego samego schematu rodzi nawyk. Chyba nie muszę już przedstawiać więcej obrazów na dowód istnienia połącznia myśl – budowa ciała. Myśl uruchamia pewien chemiczno-fizyczny ciąg reakcji w naszym ciele, które to (ciało) ma spełniać nasze oczekiwania. Ma nas doprowadzić do określonego celu. Czy powtarzanie sobie: „nie dam rady”, „to co mam jest wystarczające”, „nie muszę nic więcej” ma być powodem, że będziemy chcieli zmienić stan, w którym jesteśmy? Czy uważasz, że w ten sposób energia jest zatrzymana czy aktywna? Każde słowo, jeśli wsłuchamy się w nie i przyswoimy jego treść, staje się treścią naszego życia. Stąd, kiedy mówisz rozwój, nie myślisz o zatrzymaniu. Rozwój i zahamowanie nie mogą być tym samym. Gromadzimy wiele przedmiotów i każde z nich ma swoje miejsce. Znamy ich nazwy, wiemy do czego służą. Słowa służą budowaniu naszego życia. Zwróć uwagę, co mówisz każdego dnia do siebie. Jakie przedmioty układasz w swoim wnętrzu. W jaki sposób budujesz swój pokój. Czujesz się dobrze w dobrze poukładanym wnętrzu. Do tego, by on był dobrze poukładany, potrzebna jest energia i motywacja. Chyba nie trzeba dużej wyobraźni, żeby zrozumieć, że układanie rzeczy (jakkolwiek) wymaga wysiłku (nawet niewielkiego, ale wysiłku).
Kiedy sięgasz po marzenia, rozwijasz się. Uczysz się. Uważam, że pragnienie gromadzenia jak największej ilości doświadczeń jest bardzo w porządku. Pragnienie czegoś więcej to rozwój. I choć zapewne byłeś w tylu niesamowitych miejscach, zdobyłeś tyle różnych trofeów (każde drobne nawet doświadczanie to Twoje trofeum), to wciąż możesz jeszcze więcej. Przestrzeń naszego wewnętrznego pokoju jest ograniczona tylko granicami naszych przekonań. Zawsze możesz więcej i mam na myśli rozwój nie stagnację. Pisząc rozwój – mam na myśli treści związane dążeniem do samorealizacji.
„Może już czas usiąść i porozmawiać od serca z jedyną osobą, która może coś zmienić: z samym sobą. Może już czas zadać sobie kilka niewygodnych pytań o to, co naprawdę się w życiu liczy. Na czym polega prawdziwy sukces?”. (Ferenc Máté, „Prawdziwe życie”)
IF