Projekt „Siła bezsilnych” zbliża się do końca, więc nadszedł czas podsumowań. Projekt w założeniu miał inspirować do rozwoju, zdrowych zmian i dawać wsparcie kobietom w sytuacjach kryzysowych. Starałyśmy się zatem dostosować treści warsztatów i wykładów do potrzeb kolejnej grupy cudownych kobiet, które dały nam kredyt zaufania i zgłosiły się do udziału w projekcie. Szybko jednak się zorientowałyśmy, że pomimo teoretycznie odmiennej tematyki każdego cyklu, z każdą z grup powinnyśmy zaczynać od tego samego miejsca i przepracować pewną część wspólną. Zagadnienia, które się powtarzały, okazały się kamieniem węgielnym celu-pragnienia, do którego wspólnie zmierzałyśmy – szczęścia. Starałyśmy się zatem pokazać, że sukces, satysfakcja z życia, poczucie zadowolenia z siebie i własnej wartości, które są niezbywalnymi elementami poczucia szczęścia, biorą swój początek od spotkania z samym sobą. A drogi do siebie nie możemy zacząć inaczej, jak poprzez świadomy kontakt z własnym ciałem…
Dlatego startem naszych spotkań była prozaiczna z pozoru nauka świadomego oddechu i uważności na wrażenia przekazywane nam przez zmysły. Metą zaś krótkie pytanie: Co ja właściwie czuję? To z ciała, poprzez umiejętność odczytywania sygnałów zmysłowych, czerpiemy informacje o naszych emocjach, uczuciach i potrzebach. Im lepiej je poznamy i zrozumiemy, tym pełniej będziemy w stanie zrealizować siebie i odnaleźć swoją drogę do satysfakcji z życia. Podczas zajęć budowałyśmy więc świadomość oddechu – uczyłyśmy się technik oddechowych i ćwiczeń uważności, czasem wyglądających na banalne, jak wąchanie skórki mandarynki – by ostatecznie, nawet w najtrudniejszych emocjonalnie momentach, umieć się zatrzymać przy pytaniu: co ja czuję? Dopiero bowiem od tego z pozoru prostego pytania zaczyna się rozumienie siebie.
Ucząc się uważności na wrażenia dobiegające z naszego ciała, tak naprawdę uczyłyśmy się tego, jak bodziec zmysłowy otwiera nam dostęp do emocji, ich rozumienia i przeżywania w adekwatny sposób. Co znaczy adekwatny? Nie do końca jesteśmy świadomi tego, że pewne emocje aktywują się w nas w sytuacjach, które przypominają nam z jakiegoś powodu okoliczności z przeszłości. Nie do końca reagujemy więc na realny moment w teraźniejszości, a raczej odtwarzamy stany emocjonalne jakich doświadczyliśmy w przeszłości. Rzeczywiście, wtedy nasze reakcje mogą być nadmiarowe, niezrozumiałe dla otoczenia, odbierane jako właśnie nieadekwatne. Nadal jednak nie można powiedzieć, że są nieuprawnione. Odkrywczy za każdym razem więc okazywał się fakt, że emocje są elementem naszej biologicznej natury, są wrodzone i najczęściej nie mamy wpływu na to, co poczujemy. Możemy jedynie decydować o naszym zachowaniu, czyli o tym, jak te emocje zamanifestujemy. To odkrycie było dla wielu Uczestniczek niezwykle uwalniającym momentem. Pozwoliło im zaakceptować ich własne emocje i uczucia, a często również pozbawiało je poczucia winy związanego z ich przeżywaniem.
Ucząc się rozumieć emocje i je akceptować, uczyłyśmy się jednocześnie traktować je jako niezwykle ważne wskazówki do określania własnych potrzeb. Dla większości naszych Uczestniczek prawdziwym odkryciem było to, jak wiele potrzeb ma człowiek – nie trzy czy cztery, ale kilkadziesiąt! Wszystkie ważne, żeby nie powiedzieć kluczowe, dla poczucia szczęścia i satysfakcji. Najtrudniejsze było jednak to, że właściwie wszystkie kobiety, przyglądając się tej długiej liście, uświadamiały sobie, jak niewiele o swoich potrzebach wiedzą, a co gorsza, jak rzadko i wybiórczo je realizują.
Rozmawiałyśmy więc też o tym, z czego to wynika – co nas ogranicza, co blokuje nam możliwość życia zgodnego z autentycznymi potrzebami naszego ciała i umysłu? Dlaczego same sobie stawiamy mury, które zamykają nam drogę do spełniania się w życiu? I wtedy na tych murach Uczestniczki wypisały hasła, z którymi szły przez całe życie: „Moje zdanie się nie liczy”, „Inni są ważniejsi”, „Tylko ciężka praca ma wartość”, „Lepiej ustąpić niż się kłócić”. Pojawiały się także bardziej prywatne, intymne hasła-przekonania, które każda z nas hodowała przez lata. Zrosłyśmy się z nimi tak bardzo, że w końcu stały się dla nas jedynym drogowskazem. Z tych haseł w nas wpojonych lub przez nas wyhodowanych wyłoniła się sylwetka wewnętrznego krytyka. Krytyk okazał się naszym oprawcą, który, gdy tylko próbowałyśmy rozwinąć skrzydła, ściągał nas swoim „racjonalizowaniem” na ziemię. Dopiero gdy zobaczyłyśmy jego prześmiewczą i fałszywą twarz, dostrzegłyśmy ograniczenia, psychologiczne mechanizmy obronne, bez zrozumienia których nie sposób wprowadzić satysfakcjonującej zmiany. W związku z tym również wiele czasu poświęciłyśmy mechanizmom obronnym, czyli nieświadomym, utrwalonym sposobom radzenia sobie z trudnymi emocjami. Mechanizmy te powstają we wczesnym dzieciństwie, kiedy chronią bezbronną dziecięcą psychikę przed niemożliwymi do uniesienia konsekwencjami trudnych przeżyć. Niestety, bardzo często także w dorosłym życiu z nich korzystamy. Co gorsza, najczęściej podtrzymują one niewspierające nas przekonania i utrudniają nam tworzenie bliskich relacji oraz adekwatne funkcjonowanie w dorosłym życiu.
Jednym, wspólnym celem wszystkich cykli, okazało się demaskowanie wewnętrznego krytyka. Drugim, niemniej ważnym, było wydobycie na wierzch przekonania, że mamy wpływ na własne życie w zakresie naszych myśli i szeregu decyzji, które podejmujemy. Zwracałyśmy jednak uwagę na to, że są takie obszary naszej rzeczywistości, których nasz wpływ nie obejmuje. Dlatego jak mantrę powtarzałyśmy w trakcie tych spotkań: masz wpływ tylko na siebie, tylko siebie możesz zmienić. Za tym zdaniem, często padało słowo: odpowiedzialność. Odpowiedzialność za swoje emocje, za swoje decyzje, za swój stan, za swoje życie. Bo zrozumienie, a właściwie nawet bardziej poczucie, że jestem odpowiedzialna za kształt i wygląd swojego życia, jest pierwszym krokiem do tego, abyśmy mogli przejąć nad nim kontrolę i wprowadzać zmiany, których potrzebujemy, bez względu na kontekst sytuacyjny i na to, w jakim obszarze życia dotykają nas problemy.
Siła bezsilnych pokazała się zatem nie tylko w tytule projektu. Wskazując naszym Uczestniczkom drogi możliwe do przebycia i granice, które do tej pory okazywały się niemożliwe do przejścia, wydobyłyśmy z nich drzemiącą w nich siłę. Projekt właśnie się kończy, to prawda. Jednak Fundacja Zielone Pojęcie działa dalej i nadal na rzecz osób usilnie skrywających swój potencjał w swoim poczuciu niemocy. Jeżeli i Ty czujesz się bezsilna lub bezsilny, zajrzyj na naszą stronę: Fundacja Edukacyjno-Rozwojowa Zielone Pojęcie (www.warsztatyzielonepojecie.pl) i sprawdź, jak możemy Ci pomóc.
Bożena Nowaczyńska
Projekt „Siła bezsilnych – system wzajemnego wsparcia w ramach kręgu kobiet” finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny
Budżet projektu to 101 641,91 euro