Wśród osób stawiających na proaktywność i odpowiedzialność, a więc i zainteresowanych swoim rozwojem osobistym, wydają się dominować dwa nurty. Na pierwszy rzut oka zupełnie sprzeczne, a jednak czasem, pod pewnymi warunkami, prowadzą w to samo upragnione miejsce – poczucie autonomii, szczęścia i spełnienia. Dzieje się tak pewnie dlatego, że ostatecznie wszystko, czego doświadczamy – każda myśl, uczucie, stan, decyzja, którą podejmujemy, rozgrywają się na poziomie pojedynczych komórek naszego organizmu.
W naszym mózgu są miliardy komórek nerwowych i biliony synaps, czyli połączeń między nimi. O to aby sprawnie się ze sobą komunikowały nieustannie dbają związki chemiczne, które nazywamy neuroprzekaźnikami – ich cząsteczki mają za zadanie przenosić sygnały między komórkami nerwowymi i z komórek nerwowych dalej do mięśni i gruczołów i z powrotem. Ich prawidłowe działanie jest niezbędne do dobrego funkcjonowania naszego układu nerwowego i bez tego – żadnego rozwoju nie będzie.
Po tym krótkim wstępie zdecydowanie łatwiej będzie zrozumieć określenia, jakie wybrałam dla owych dwóch nurtów rozwoju – jeden z nich jawi mi się jako adrenalinowy, drugi – serotoninowy.
Adrenalina (epinefryna) ma swoją potoczną nazwę w języku angielskim – 3F, od fright – strach, fight – walka, flight – ucieczka. Działa w mgnieniu oka i stawia nasz organizm w pełnej gotowości. Przypomnij sobie okoliczności, w których nagle zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego, ważnego i trudnego jednocześnie. Na przykład dostałeś informację o zwolnieniu z pracy, albo uświadomiłeś sobie, żaląc się komuś na czyjąś niekompetencję, że koleżanka o której mowa stoi tuż za Tobą. Albo gdy stawałeś na ślubnym kobiercu czy na szczycie bardzo wysokiego słupa w parku rozrywki, mając świadomość, że zaraz rozpocznie się swobodne spadanie. Zwykle w tego typu sytuacjach mocno czujemy, że mamy ciało! Ciało, w którym dzieją się fascynujące rzeczy, które czasem oceniamy jako silny dyskomfort. Serce, które próbuje się wyrwać z piersi, przyspieszony oddech, czasem mroczki przed oczami czy mrowienie dłoni. To czego doświadczamy, to jedna z najważniejszy, najbardziej sprzyjających naszemu przetrwaniu reakcji, czyli reakcja stresowa. Jest to odpowiedź naszego organizmu, która nie tylko pomaga nam sprostać wielu trudnym wyzwaniom, ale jeszcze stymuluje nasz układ odpornościowy, a przez niego także nerwowy! Mało kto wie, że podczas takich niezliczonych epizodów radzenia sobie z różnymi trudnymi sytuacjami naszego życia, mobilizowane są komórki odpornościowe, które mogą przyspieszyć proces rekonwalescencji po zabiegu chirurgicznym, wzmocnić efekt terapii antyrakowej, szczepień, a nawet wyleczyć nas z przeziębienia. Przy okazji warto więc wspomnieć, że jednym z najbardziej groźnych i powszechnych mitów na temat naszego zdrowia jest to, że czujemy się źle i zapadamy na choroby z powodu reakcji stresowych.
Droga rozwoju, którą nazwałam „adrenalinową”, najczęściej wiąże się z przekonaniem, że aby cokolwiek osiągnąć, trzeba postawić sobie bardzo ambitne cele, podjąć żelazną decyzję, dobrze wszystko przemyśleć, zrobić plan działania i dzień po dniu z dyscypliną wychodzić ze swojej strefy komfortu. Podejmować ryzyko, nieustanie stawać się lepszą wersją siebie. Dzieje się to bardziej w tzw. „męskiej energii”, którą charakteryzuje aktywność, zdobywanie, rywalizacja, szybkość. Świetnie oddaje to wypowiedź Pele – brazylijskiej gwiazdy piłki nożnej, a później ministra sportu: „Sukces, to nie przypadek. To ciężka praca, wytrwałość, nauka, analiza, poświęcenie, a przede wszystkim miłość do tego co robisz” albo Georga Bernarda Shaw’a – laureata literackiej nagrody Nobla: „Sukces odniesiesz tylko wtedy, gdy sam poszukasz okoliczności, które ci odpowiadają. Jeśli nie zdołasz ich znaleźć, stwórz je sobie”.
Znamy bardzo wiele wybitnych postaci, wspaniałych sportowców, biznesmenów, artystów, ale też bohaterów dnia codziennego z naszego otoczenia, którzy dzięki takiemu podejściu i konsekwencji, odnieśli sukcesy. Pułapką tego podejścia może być jednak to, że zaczynamy uzależniać poczucie własnej wartości od mierzalnych wyników, widocznych efektów i ciągłego przekraczania własnych granic. Staje się więc ono warunkowe, a to może działać silnie wypalająco i z czasem zmniejszać nasze poczucie autonomii.
Przejdźmy zatem do drugiego nurtu, który nazwałam serotoninowym. Serotonina jest jednym z najważniejszych neuroprzekaźników w mózgu, odpowiedzialnym za procesy zasypiania, kontrolę nastroju i samopoczucia, ma wpływ na potrzeby seksualne i apetyt. Niski poziom serotoniny powoduje zły nastrój i rozdrażnienie, co często prowadzi do smutku, objadania się (szczególnie słodyczami), braku apetytu, a nawet napadów agresji. Problemy z układem serotoninergicznym są przyczyną powstawania wielu nieprawidłowości, które z kolei prowadzą do chorób psychicznych, jak schizofrenia, czy stany lękowe. Mnie najbardziej serotonina jawi się jako cząsteczka błogości, ale też ufności, spokoju, radości, obfitości i akceptacji.
W „serotoninowym” nurcie rozwoju dominuje podążanie za tym, co się dzieje w nas i wokół nas oraz wiara w to, że wszystko ma w sobie jakiś ukryty porządek. Podążanie wielu osobom wydaje się być procesem biernym. Nic bardziej mylnego. Chodzi tu bowiem
o aktywne współtworzenie nowej jakości dzięki rozumieniu i akceptacji tego, co jest i co się wydarza, a nie opieranie się temu. O różnicach między „siłowaniem się”, a „podążaniem” w niesamowity sposób pisze Alan Seale w swojej „Transformującej Obecności”. Podstawową zasadą w sztukach walki jest przejmowanie energii przeciwnika i wykorzystywanie jej jako siłę własną, a nie branie się za bary, co szybko wysysa energię. To samo dotyczy czegoś, co uważamy za „problem”. Kiedy siłujemy się z nim, tracimy energię, marnotrawimy swoją moc. Problem, nie jest czymś, co ma zostać rozwiązane (poprzez siłowanie i przepychanie) – jest to wiadomość, której należy wysłuchać (pozwolić na podążanie i przepływ). Dobrze oddaje to cytat Theodore Roosvelta: „Zrób to, co możesz, użyj tego, co masz, tam, gdzie teraz jesteś.” Kiedy coś dzieje się w naszym życiu i grunt osuwa się spod nóg, albo pragniemy lepszej jakości życia, naszym zadaniem jest szybko zorientować się, gdzie jesteśmy, i „co teraz chce się wydarzyć”.
„Co chce się wydarzyć” jest uznaniem, że istnieje przesłanie, które trzeba wyczuć i usłyszeć. Zmiana, która czeka by się ujawnić, drzwi, które się otwierają lub szansa, która czeka, byśmy ją dostrzegli. To niekoniecznie jest to, czego my chcemy w danym momencie.
W tym nurcie akcent położony jest bardziej na szukanie siebie – prawdziwego, autentycznego, niż bycie codziennie lepszą wersją siebie, choć to wcale się nie wyklucza. Z poszukiwaniem prawdziwego „ja” wiąże się jedna z potężnych i dobrze zweryfikowanych naukowo kompetencji, jaką jest wyrażanie wdzięczności. Jej konsekwencją jest funkcjonowanie w poczuciu obfitości, zamiast braku i niedostatku.
To jest podejście zdecydowanie bardziej „z serca”, niż „z głowy”, i raczej w żeńskiej energii. Energia żeńska jest energią kreowania. Związana jest z intuicją, emocjami, umysłem podświadomym, uważnością i czerpaniem z łączności z naturą. Ciężka praca w służbie osiągania wielkich celów, szczególnie gdy ignorujemy naturalne rytmy natury, takie jak cykl faz księżyca czy w przypadku kobiet, cykl menstruacyjny, są zaprzeczeniem tego podejścia.
To, że w życiu potrzebna jest równowaga, o tym wszyscy wiemy, ale myślę, że większości nam jej brakuje. Każdy z nas żyje w jakimś środowisku, ma w danym momencie jakiś zestaw cech, nawyków, postaw, przekonań, doświadczeń, które, bywa że zupełnie nieświadomie osadzają nas w preferowanym sposobie funkcjonowania, pozbawiając możliwości wykorzystania pełni naszego potencjału w długoterminowej perspektywie. Trudno jest mi powiedzieć, która z opisanych dróg rozwoju jest mi bliższa, bo ciągle się przeplatają. Natomiast do pewnego momentu trudno mi je było pogodzić, bo zdawały się być sprzeczne. Jednak to, co dzieje się na poziomie naszych komórek, to o czym informują nas neurotransmitery i co daje nam wiedza o współdziałaniu naszego ciała i umysłu – uświadamia, że nie tylko da się je świetnie połączyć, ale dla naszego zdrowia, szczęścia i kreatywności – powinniśmy to robić na co dzień! Właśnie ta droga rozwoju, która wydaje Ci się bardziej obca, może nieść wskazówki dotyczące tego, co możesz zrobić dla uzyskania większej równowagi w swoim życiu.
Jakie są moje sposoby na połączenie adrenalinowej i serotoninowej drogi rozwoju siebie i swojej siły psychicznej:
1. Twoje ciało i umysł jak powietrza potrzebują reakcji stresowych, które zachodzą, gdy zmagasz się z trudnymi sytuacjami w swoim życiu – zaakceptuj i pokochaj ten stan, nastaw się do niego pozytywnie, bo bez tego twój układ odpornościowy fizyczny i psychiczny zacznie słabnąć;
2. Stawiaj sobie ambitne cele, ale tylko takie, które wynikają ze znajomości siebie i swoich wartości, z życzliwości, miłości i które dadzą ci szczęście w długoterminowej perspektywie. Unikaj takich, które wynikają z cudzych oczekiwań, chęci rywalizacji czy udowadniania sobie czy komukolwiek, czegokolwiek;
3. Planuj przewidując nieprzewidywalne i przyjmując, że nie raz przyjdzie ci odpuścić (co oznacza akceptację, a nie rezygnację). Bezwzględnie uwzględniaj regenerację w łączności z naturą, czasem i pełną uwagą dla bliskich. I pamiętaj, że jesteś częścią natury
i dotyczą Cię jej cykle. Dbaj o rytuały, a nade wszystko o równowagę między działaniem, a byciem.
4. W drodze bądź uważny. Porzucaj siłowe rozwiązania na rzecz podążania – pełnego ufności w siebie, szczególnie wtedy, gdy sprawy nie idą po Twojej myśli. Kiedy utkniesz w ruchomych piaskach, jedyna nadzieja na przetrwanie, to spokojnie położyć się na powierzchni.
Jest jeszcze kilka ważnych neuroprzekaźników, a wśród nich – dopamina. Wiedza o jej znaczeniu dla naszego zdrowia i rozwoju, i o tym, jak stymulować jej wydzielanie, pozwala jeszcze lepiej zintegrować dwie opisane drogi rozwoju. Czasem rozróżnienie sytuacji trudnych, które stymulują rozwój naszej odporności, od tych które są po prostu szkodliwe, wcale nie idzie jak z płatka. Kiedy nie wolno się poddawać, a kiedy warto odpuścić? Czym tak naprawdę jest akceptacja, jeśli nie poddaniem się? – o tym wszystkim i jeszcze wielu innych ciekawych aspektach budowania swojej siły psychicznej porozmawiamy 4 marca.
Marzena JANKOWSKA o sobie
Jestem psychologiem biznesu i zdrowia. Swoje specjalności łączę, pomagając ludziom wzmacniać swoją odporność psychiczną. Opieram się na wynikach badań (Psychologia Oparta na Dowodach) i tym, co naprawdę działa w psychologii. Uczę ludzi jak wykorzystać reakcje stresowe do wzmacniania siły i odporności psychicznej oraz w jaki sposób zrobić użytek z dobroczynnego oddziaływania każdej z nich.
www.marzenajankowska.pl
+48 508 085 037
poczta@marzenajankowska.pl
Artykuł ukazał się pierwotnie w specjalnym wydaniu miesięcznika Tramwaj Cieszyński (Tramwajem do zmian), w ramach projektu Ja – Tu i Teraz.