„Niska samoocena i brak akceptacji siebie jest wynikiem naszych trudnych doświadczeń. Wypracowywane są nierzadko przez nasze rodziny, przyjaciół czy kolegów z pracy”
By odpowiedzieć na pytanie jak zaakceptować siebie i innych, powinniśmy w pierwszej kolejności wyjaśnić, czym akceptacja jest, a czym nie jest.
Najczęściej uważamy, że akceptujemy wtedy, gdy godzimy się na wszystko i przyjmujemy z otwartymi ramionami każde zdarzenie w naszym życiu. Natomiast właściwe rozumienie i praktykowanie akceptacji czy też samoakceptacji może być kluczem do poprawy naszych relacji z sobą i innymi. Wiele artykułów w prasie kobiecej i psychologicznej nieustannie namawia nas do samoakceptacji. Na półkach w księgarniach możemy bez problemu przebierać w pozycjach, które mają być receptą bądź listą zadań w drodze do zaakceptowania siebie. Jednak źle rozumiana samoakceptacja może nam bardziej zaszkodzić niż pomóc. Bo żeby mówić o samoakceptacji trzeba zacząć od listy tego co należy w sobie zmienić i tego co powinniśmy w nas docenić i polubić.
Czy zatem samoakceptacja polega na tym, że postanawiamy nic w sobie i w swoim życiu nie zmieniać w imię wewnętrznej zgody? No właśnie – nie. Załóżmy, że denerwuje nas nasza tendencja do lenistwa. Albo fakt, że po przejściu kilku stopni dostajemy zadyszki. Źle rozumiana samoakceptacja może nam zaszkodzić w wypracowywaniu zmian, i to zmian na lepsze, które mają poprawić nasz stan psychiczny i fizyczny. Bo w efekcie lenistwo może doprowadzić do utraty pracy, a brak aktywności fizycznej i troski o zdrowie do zawału lub innych poważnych chorób. Niska samoocena i brak akceptacji siebie jest wynikiem naszych trudnych doświadczeń. Odczucia te wypracowywane są nierzadko przez nasze rodziny, przyjaciół czy kolegów z pracy. Na taki stan mają wpływ również traumatyczne przeżycia, które miały miejsce w naszym życiu i w porę nie otrzymaliśmy odpowiedniego wsparcia. Niestety długotrwały brak akceptacji siebie prowadzić może do wielu zaburzeń psychicznych, ale przede wszystkim staje się hamulcem na drodze do szczęścia. To decyzja i świadome nazwanie problemu jest tym pierwszym i najważniejszym krokiem. Nie lubimy myśleć o sobie.
Nie lubimy o sobie mówić. I nie mam tu na myśli koleżeńskich plotek, w których stawiamy siebie zazwyczaj w dobrym świetle. Mam na myśli uczciwe opowiadanie siebie. Uczciwe, czyli takie w którym potrafimy ocenić zalety jak wady naszego zachowania czy emocji. By jednak umieć robić to prawdziwie potrzeba jest sporej świadomości nazywania tego w odpowiedni sposób.
Początkiem pracy jest odpowiedź na ważne pytania: Czy akceptuję swój wygląd? Czy lubię siebie? Dlaczego i co chcę w sobie lub w swoim życiu zmienić? Czy lubię i akceptuje swoje otoczenie? Ale to również odpowiedź na pytanie czego jakiego efektu oczekuję.
„To czego nie możemy zmienić, powinniśmy zaakceptować dla swojego własnego dobra, komfortu i dobrego samopoczucia. Im wcześniej dojrzejemy do tej prawdy tym lepiej dla nas”
Kto z nas nie miał bądź nie ma lub nie miał kompleksów związanych z wyglądem?
Tu zaczyna się najczęściej problem z samoakceptacją. Przez lata pielęgnowałam w sobie kompleksy, które były powodem wielu moich cierpień, wycofania czy nawet poczucia osamotnienia. Budowano je we mnie od dziecka. Dla mojej babci byłam wciąż niezbyt dobra. Nieustannie upominała mnie, że jestem za chuda, niezbyt urodziwa. Uważała, że powinnam nosić długie włosy bo to jedyny mój atut. Nienawidziłam ich, bo przeszkadzały mi w zabawie i były uciążliwe w czesaniu. Byłam chłopczycą więc uwagi babci były wtedy dla mnie niczym komplement. Jednak z czasem gdy dorastałam brzmiały w mojej głowie nieustannie. Później, podczas pobytu w „domu dziecka” nie było lepiej. Okrutne dość uwagi dzieci grawerowały mi się w głowie i emocjach. One mnie zbudowały i rzutowały na wszystkie inne aspekty mojego życia. Nawet jako osoba dorosła nie lubiłam na siebie patrzeć, nie lubiłam swojego głosu. Zrezygnowałam więc z pracy w radiu, bo nie umiałam sobie z tym kompleksem poradzić. Nie przyjęłam również propozycji pracy w telewizji. Wmówiłam sobie, że mam prasową urodę i bezpiecznie schowałam się za redakcyjnymi monitorami. Potrzebę zmian w podejściu do siebie dostrzegłam dość późno i choć wiele pracy za mną, to wiem jak wiele jej jeszcze mnie czeka. Za sukces uważam dziś to, że gdy zerkam w lustro nie powtarzam już sobie „lepiej nie będzie’ , ale mówię jest bardzo dobrze. Nie lubiłam swojej cery więc przez lata biegałam na solarium. Nie lubiłam zbyt szybko siwiejących włosów więc ciągle je farbowałam. Dzisiaj polubiłam moją bladą karnację, siwe włosy, wzrost, figurę. Polubiłam już trochę swoje spojrzenie na siebie, polubiłam trochę bardziej siebie. Ale przede wszystkim uczę się nieustannie dbać o swoje myśli. Uczę się chronić siebie przed zdarzeniami, które mogą mi zaszkodzić. I to jest według mnie najlepszy dowód na to, że akceptuję siebie, po prostu siebie chronię. Stałam się dla siebie ważna i dobra nie katując się zbędnymi, negatywnymi ocenami. Bo w sobie samym powinniśmy akceptować wszystko to, na co nie mamy wpływu: kolor oczu, włosy, kształt czy wygląd twarzy itp. bo tacy jesteśmy!
To czego nie możemy zmienić, powinniśmy zaakceptować dla swojego własnego dobra, komfortu i dobrego samopoczucia.
Im wcześniej dojrzejemy do tej prawdy- tym lepiej dla nas. W drodze do samoakceptacji potrzebna jest również równowaga. Trzeba odpowiedzieć sobie co tak naprawdę utrudnia nam życie i czego nie chcemy zaakceptować, a co jest jednostkowym aspektem ale zaburza nam obraz całości.
Inaczej rzecz ma się co do akceptacji zdarzeń, sytuacji w której się znaleźliśmy.
Tu nad akceptacją, a raczej brakiem akceptacji należy się bardziej skupić. Są sytuacje, których zaakceptować nam nie wolno. Nie można więc mówić „akceptuję” w całości swoje życie, jeśli jesteś ofiarą przemocy domowej. Nie można mówić „akceptuję”, jeśli ktoś cię poniża w pracy. Nie możesz akceptować obrażania cię przez nastoletnie dzieci. Bo akceptacja to zgoda.
Spójrzmy do słownika języka polskiego PWN: AKCEPTACJA
1. Aprobata
2. formalna zgoda na coś
3. pogodzenie się z czymś, czego nie można zmienić
4. uznanie czyichś cech, czyjegoś postępowania za zgodne z oczekiwaniami.
Problem jeszcze lepiej widać, gdy zajrzymy do słownika synonimów- „akceptować”: pozwalać, upoważniać, dopuszczać, tolerować, przyklaskiwać, godzić się, wyrażać zgodę, itp.
Zatem jeśli coś akceptuję, to się na to zgadzam, a wręcz uznaję za potrzebne. Z drugiej zaś strony to pogodzenie się z czymś czego nie da się zmienić. To może być akceptacja naszej bezradności. Bo przecież fakt, że nie potrafisz zmienić agresywnego zachowania swojego partnera nie oznacza, że masz je zaakceptować i nadstawiać się z pełną akceptacją na jego ciosy. Najlepsze co możesz wtedy zrobić, to dać sobie prawo do braku zgody na takie sytuacje i stawiania granic. Ważne by zaakceptować prawo do zmiany swojego położenia. Nie akceptuj czegoś co jest zgniłe i śmierdzi.
W dążeniu do akceptacji należy być ze sobą uczciwym.
Jeśli robisz coś złego i wiesz, że to krzywdzi innych, to nie tłumacz siebie nazywając to tylko złym czynem, albo efektem złego samopoczucia czy trudnej sytuacji w której się znalazłeś. To co robisz dzieje się przecież za sprawą twojej decyzji i działań. Jeśli widzisz, że ktoś okrada twojego sąsiada nie zasłaniaj okien tylko dzwoń na policję, bo brak reakcji jest akceptacją i przyzwoleniem na złodziejstwo. Jeśli jesteś świadkiem znęcania się nad dzieckiem nie akceptuj tego wpatrując się w ekran telefonu, udając osobę głuchą, tylko reaguj.
Ale akceptacja to również uczciwe dostrzeganie tego co w tobie dobre i piękne.
Naucz się doceniać swój wygląd i dobre cechy charakteru. Naucz się cieszyć z dobrych zdarzeń, dobrze wykonanej pracy, efektownie odnowionej szafki czy z przebiegnięcia 1 km bez zadyszki.
Akceptacja siebie to przede wszystkim polubienie w sobie tego, co bez problemu polubiłbyś i docenił u swoich bliskich czy przyjaciół.
Spróbujmy więc rozwiązać problem tytułowy. By więc zacząć swoją podróż do akceptacji należy na samym początku uczciwie odpowiedzieć sobie samemu kim jestem. To tak naprawdę jest bilet, który pozwoli nam przebyć tę podroż, która czasem zachwyci, innym razem zmęczy. Nie zabraknie też momentów w których będziemy chcieli z tej podróży wysiąść lub od niej na chwilę odpocząć. Jednak dobrze jest by nie zapomnieć jaki jest cel tej podróży i jaka nas nagroda czeka. A nagrodą jest powiedzenie „akceptuję siebie, bo jestem wartościową i piękną osobą”.
Urszula Markowska
Bibliografia: Akceptacja i samoakceptacja. Jak zrozumieć i zaakceptować siebie? (czlowiek.info): https://czlowiek.info/akceptacjajak-zaakceptowac-siebie/