„Przepraszam, że żyję
Przepraszam, że piję
Przepraszam, że tyję
Choć szczęścia mi brak
Przepraszam, że nie jem
Przepraszam, że jem
Przepraszam, że nie wiem
Przepraszam, że wiem…”
To fragment piosenki Edyty Geppert. Słucham jej czasem i dopada mnie wtedy refleksja na temat kobiety, mnie samej, i roli, w której mnie społecznie obsadzono, a może w której sama się stawiam.
Wyrosłam, jak 90% kobiet mojego pokolenia, w przekonaniu, że moją rolą jest dostosowanie się. Moja babcia często powtarzała mi, że dziewczynka powinna być grzeczna, że nawet jeśli się z czymś nie zgadza, to nie zawsze powinna wyrażać to na głos.
Pochodzę z podhalańskiej wioski, a tam powiedzenia o żonach królowały w każdym domu i kobiecie nie wolno się było na nie obrażać.
„Dobra żona męża korona”, „Bieda temu domowi, gdzie żona przewodzi mężowi”, „Złe stadło, gdzie żona wystrojona, a próg niezamieciony”, „I mądry mąż zgłupieje przy złej, zrzędnej żonie”.
W okresie mojego dojrzewania udzielano mi porad – począwszy od księdza na religii, po wychowawców i nauczycieli – że jak chcę mieć męża, to powinnam utemperować swój charakter i upór. Wielu ciągle wróżyło mi staropanieństwo, bo albo zbytnio milczałam, albo mówiłam coś, co uwierało innych.
Ot, takie tam wychowanie w przekonaniu, że moją wartość będzie stanowił tylko mąż przy boku. Czyli ktoś, kto uzupełni moje braki albo będzie mną kierował, może nawet czuwał, bym zachowywała się jak trzeba. Dzisiaj, gdy o tym myślę, szlag mnie trafia, bo wiem, jak bardzo było to krzywdzące. Moim córkom mówię, że ich wartość nie zależy od nikogo. One same decydują o tym, kim są, kim chcą być i z kim chcą być. Proszę je, by nigdy nie postawiły się w roli przedłużenia od miotły…
By zaakceptować, i w ogóle dostrzec, że moją wartość stanowię sama, musiałam przejść długą drogę, doświadczyć kilku nieudanych związków i kiepskiego, toksycznego małżeństwa. Straciłam wiele czasu i tego trochę żałuję.
JESTEM WARTOŚCIĄ
Umiem już dostrzec swoje zalety i wady. Stawiam na siebie i swój rozwój i nareszcie nie czuję się z tego powodu egoistką. Decyduję sama o tym, dokąd wychodzę, z kim się spotykam, jaką wykonuję pracę.
Decyduję o tym, czy akurat teraz chcę sprzątać, czy też nie. Czy się odchudzam, czy pozostaję przy pełniejszych kształtach. Ale przede wszystkim głośno wyrażam swoje zdanie, nawet gdy uwiera ono innych. Daję sobie prawo do obrony swoich przekonań. Nie obrażam się, gdy mówią, że jestem niepokorną feministką. Nie obrażam się, gdy mówią, że jestem lewicową suką. Nie obrażam się też, gdy patrzą na mnie i mówią, że kiepsko się ubieram i nieadekwatnie do swojego wieku. Nie obrażam się, gdy mężczyźni nie są w stanie się ze mną sprzeczać o ideały czy politykę, nie widząc we mnie partnera do rozmów, ale… kruchą kobietę. Przestałam obrażać się na świat za to, że nie mieszczę się w jego ramach. Po prostu lubię siebie. Nie oznacza to również, że jestem skrajną feministką stroniącą od mężczyzn czy związków. Choć kilka razy nazwano mnie lesbijką, to jednak po przeanalizowaniu tego wątku pozostaję przy heteroseksualności. Dałam sobie w końcu prawo do bycia równoprawnym członkiem społeczeństwa, do bycia pełnowartościowym człowiekiem.
ZWIĄZEK PARTNERSKI –ZUPEŁNIE NOWE DOŚWIADCZENIE
Chcemy związku partnerskiego, to już pewne. Prawie każda z nas mówi o tym głośno lub marzy o nim w milczeniu, zmywając gary. Partnerstwo jak nigdy wcześniej stało się realne i nie jest już tylko nieosiągalnym marzeniem, jawiącym się niczym święty Graal. Jeśli jednak chcemy związku partnerskiego, powinnyśmy zacząć na samym początku od terapii samych siebie. Od dobrego rozeznania, czy jestem w stanie taki związek tworzyć? Czy potrafię zaakceptować drugiego człowieka z jego wadami, jednocześnie akceptując swoje? Czy potrafię rozmawiać o sprawach trudnych, czy będę w stanie oddać połowę decyzyjności? Czy mimo różnic zdań i poglądów nadal będę szanować tę drugą stronę? Czy potrafię wypuścić z mocno zaciśniętych dłoni przywiązanie do stereotypów i wyobrażeń?
Przede wszystkim związek partnerski zależy wyłącznie od dobrowolnej chęci życia razem dwójki osób. To, czy jest uznany za formalny, czy nie, nie sprawia, że nie może on istnieć.
Głównym założeniem takiej relacji jest przede wszystkim partnerstwo w związku. Przejawia się to we wspólnym pielęgnowaniu przyjaźni i miłości między ludźmi. Osoby będące w relacji partnerskiej dbają o wzajemny szacunek i zawsze dążą do porozumienia. Kolejną istotną kwestią w związku partnerskim jest wspólne podejmowanie decyzji i szukanie kompromisu. Obie strony mają prawo do wyrażenia swojej opinii na dowolny temat. Umiejętność porozumienia w takiej relacji zawdzięczamy chęci wysłuchania i zrozumienia drugiej strony.
Związek partnerski między kobietą a mężczyzną jest możliwy, ale nie zawsze od razu. Czasem bywa trudny, co nie wynika ze złej woli partnerów, a raczej z ich uwarunkowań psychicznych i stereotypów myślowych. Pamiętajmy, że jeszcze nie tak dawno uważano, że kobieta pilnuje ogniska domowego, a mężczyzna zdobywa pożywienie i jest głową rodziny.
Są kultury, w których taki podział ról nadal funkcjonuje, podobnie jak przekonanie, że kobieta pracująca zawodowo jest mniej zmęczona po pracy od jej partnera i w ramach „odpoczynku” może sama wykonywać wszystkie obowiązki domowe. Mimo że czasy się zmieniły, mamy równouprawnienie, to spora część mężczyzn została wychowana w przekonaniu, że obowiązki domowe są dla kobiet, nawet jeśli te pracują równie ciężko jak ich partnerzy. Zdaniem socjologów właśnie to stanowi największy problem wielu par, znacznie poważniejszy niż uwarunkowania psychiczne.
Jestem w związku, i to odkrywczo szczęśliwym. Ale zanim się na niego zdecydowałam, przerobiłam sobie kilka drażniących mnie tematów, od stereotypów poczynając. Bajzel, jaki miałam w sobie i w myśleniu o związkach, trzeba było uporządkować i odpowiedzieć sobie samej, jakiego związku chcę. Uczę się partnerstwa, krocząc czasem niepewnie, analizując sytuację, w której się znajduję. Daję to, co sama chcę otrzymywać i – cholera! – to działa. Jeśli ja oczekuję szacunku, daję go tyle samo mojemu partnerowi. Jeśli chcę przestrzeni do emocji, daję ją również jemu. Jeśli chcę, by mi ufał, obdarzam go takim samym zaufaniem. Jeśli nie chcę, by ktoś mnie zmieniał, akceptuję to, jaki jest i nie zmieniam jego. Jeśli oczekuję wsparcia, wspieram i jego. Jeśli decydujemy o czymkolwiek, robimy to wspólnie z pełną wolnością i prawem do innego zdania czy potrzeb. Jeśli chcę bliskości, daję ją również w takim samym stopniu. Jeśli ja chcę się realizować i mieć własne pasje, muszę dać szansę na to samo swojemu partnerowi.
Ta lista mogłaby być jeszcze dłuższa, ale myślę, że tyle wystarczy. Nagrodą za takie decyzje jest udany i szczęśliwy związek. Dziś wiem, że mój partner nie musi być zawsze obok, niepotrzebna jest walka o władzę i pozycję w związku. Nie musi też powtarzać mi, jaka jestem piękna czy jak bardzo mnie kocha. W ogóle nie musi tego robić, a ja wiem, że tak jest. Od słów bowiem ważniejsze jest to, że taka właśnie się czuję – kochana i wartościowa.
I tu – nieco przez mnie sparafrazowana – ostatnia zwrotka piosenki Edyty Geppert:
To świetnie, że żyję
To świetnie, że piję
To świetnie, że tyję
To świetnie, że nie jem
To świetnie, że jem
To świetnie, że nie wiem
I świetnie, że wiem.
Urszula Markowska