Spojrzała z niedowierzaniem na słuchawkę. To nie dzieje się naprawdę!

A jednak. Wpisywało się w patern, który dostrzegła już dawno. Gdy zdarzało jej się płakać przez Waldemara, niemal natychmiast, następnego dnia spotykało go coś złego.

Ktoś mu stuknął samochód.

W pracy okazało się, że jest redukcja i trzeba szukać innej roboty i to w innym kraju.

Butelka z whisky za 187 zeta spada na podłogę i roztrzaskuje się w drobny mak, a złocisty płyn wsiąka w dywan.

Po jednej z burzliwych kłótni – wtedy zwyzywał Hankę, z żelazną logiką księgowego punktując, jaka jest głupia i nieogarnięta a do tego zła matka – tak nieszczęśliwe upadł, że trzeba było operować łokieć.

Ostatnia niedziela miała być ich dniem. Weekendy stały się szczególnie ważne od czasu, gdy Waldemar pracował w Poznaniu i do domu w Katowicach przyjeżdżał tylko na weekendy. W sobotę wieczorem byli na wspólnej kolacji w ulubionej pizzerii. W niedzielę mieli pójść do teatru. Na Teatrzyk Zielona Gęś, na podstawie tekstów Gałczyńskiego. Hanka uwielbiała purnonsensowy humor Gałczyńskiego i postarała się o bilety, a nie było łatwo.

Zaczęło się od drobiazgu. Jak zwykle. I poszło…. Zapłakana Hanka zamknęła się w sypialni. Wieczorem do teatru poszła sama. We wtorek usłyszała w telefonie, że zdaniem lekarza operowany łokieć źle się zrasta. Nikt nie wie, dlaczego? Biedny Waldemar…

Najbardziej bolała ją zabawa w wypominanie. Wszystkiego, a już szczególnie pieniędzy.

Miesiąc wcześniej zepsuł się jej samochód. Waldemar tak nazywał ich opla w kolorze – jego zdaniem babsko groszkowym. On sam eksploatował tylko służbowe.

Mechanik wycenił naprawę tak wysoko, że Hanka popłakała się. Musiała dać sobie pół dnia na uspokojenie. Jednak gdy wreszcie zatelefonowała do męża, nie mogła opanować szlochu.
• Ja nie mam takiej kasy – łkała w telefon. Odpowiedź zaskoczyła Hannę.
• Nie przejmuj się, ja mam. Niech naprawia. Bez samochodu nie dacie rady.

On ma, on daje, on płaci, on zarabia. On wypomina. Wszystko, nawet po latach. Przyniesione jako wyjątkowy prezent perfumy od Calvina Kleina, rachunki za naprawę samochodu, wyjazdy na wczasy czy wycieczki, wypady do restauracji. Kiedyś podczas kłótni usłyszała, że żre za jego ciężko zarobione!

Waldemar, z zawodu finansista, zarabiał kilkanaście razy więcej niż freelancerka – graficzka Hanna. To był twardy fakt. Tak jak ten, że płacił częściej niż ona. Dużo częściej. I dużo więcej

Hanka bardzo się starała. Na dom i córkę wydawała każdy wyszarpany od klientów grosz. Ci często nie chcieli jej płacić twierdząc, że za te jej gryzmoły forsa się nie należy. Najczęściej próbowali, gdzie tam próbowali, domagali się, żeby pracowała za darmo. Niby na początek, a potem się zobaczy. Potem nigdy nie następowało. Brali, co dostali za darmo i szukali kolejnego frajera. Hanka płakała, wściekała się, czasami nawet skarżyła mężowi. Nieodmiennie słyszała, że nie potrafi zadbać o własne interesy, a to znaczy ni mniej ni więcej to, że okrada jego i ich jedynaczkę Mariannę.

Fakty niełatwo było połączyć. W niedzielę wieczorem ona przez niego płacze, a w poniedziałek wjeżdza w dupę jego „świętego” volvo inny samochód. Przykrość za przykrość. Karma powraca?

Nie uwierzyła, że jest Czarownicą. Bardziej uwierzyła, że w jakiś magiczny sposób wspiera ją moc wielu pokoleń kobiet. Nawet tych, których nie ma już wśród żywych. Wszechpotęga krążąca we Wszechświecie, która nad nią czuwa. Starsze kobiety są po to, żeby opiekować się młodszymi.

Na szczęście nie wszystkie odeszły.

Madunia, Madzia. Magdalenka. Siostra. Oczy by Waldemarowi wydrapała, gdyby dowiedziała się, że Hanna tak często przez niego płacze. Madzia jest, ale biletów do Edynburga nie rozdają za darmo. Hanka z chęcią wskoczyłaby w samolot i fru… poleciała, wypłakała się, ogrzała w atmosferze zrozumienia, współczucia i wsparcia. Za bilety jednak trzeba płacić.

Telefon przyjmie wiele, ale nie można mu się wypłakać w rękaw. Nie przytuli, nie poklepie po ramieniu, nie pogłaszcze siwiejących ze smutku, kiedyś kruczoczarnych włosów. Siostra jest, ale daleko. Zbyt daleko.

Hanka nie chciała być Czarownicą. Moc przyjęła z pokorą i cichą radością. Zresztą wcale nie uważała, że to jej moc. Raczej moc kobiet ważnych w jej życiu; Mamy, Babć, Siostry, Ciotek; wszystkich PraPrzodkiń. Była z niej dumna. I pewna, że przekaże ją córce. Razem z przesłaniem, by nigdy, przenigdy nie płakała przez faceta.

Waldemarowi nie powie o mocy. Niech żyje ze świadomością, że to co go spotyka, to przypadek.

Mimo że każdy mądry człowiek wie, że na świecie nic nie dzieje się przypadkiem!

Jolanta Reisch Klose
www.jolantareisch.pl

Udostępnij: